Santorini, Oia
bardzo komercyjny zachód słońca
30 września 2013; 2 413 przebytych kilometrów
Asia z Jackiem już na nas czekają. Przy przystanku jest gyros i jest równie pyszny i tani jak ten w Galatas, mniam!
A potem zagłębiamy się w miasto. Jest ono równie piękne, jak Thira, ale wszechobecne tłumy działają mi na nerwy po tym cudnie spokojnym popołudniu. Wszyscy zwalili się, żeby obejrzeć zachód słońca, ponoć najpiękniejszy w Europie. Hmmm.
No to i my idziemy, żeby zobaczyć, jak słonko się chowa. Większość miejsc jest już oblepiona tłumem, ale i nam udało się coś sensownego znaleźć. Brrrr, przez ten tłum już mi się tego zachodu odechciewa. Fakt, widoki piękne i fotki piękne, w dole stateczki, ale żeby to był najpiękniejszy zachód w Europie? Jest taki sam, jak gdzie indziej ;)
Słonko dziś robi wszystkim psikusa, bo chowa się w chmurach, a nie w morzu ;)
Ulatniamy się z tego miejsca jak najszybciej, obierając kierunek inny niż wszyscy i starając się wybierać zakamarki, gdzie nie ma ludzi, choć to raczej niemożliwe ;) Do nieba leci kilka fajerwerków, to chyba z okazji zachodu słońca, hihihi, ale jest jeszcze zbyt jasno, żeby ładnie je było widać.
Ale za to powoli już w miasteczku zapalają się światełka. Z granatowym niebem i białymi domkami wygląda to cudnie. Gdy robi się bardziej ciemno, wygląda to jak potok światełek schodzących do morza. Do tego podświetlone niebieskie baseny. Widok przecudny!
Zmęczona jestem już dziś okropnie, bo miała być plaża, a tu zapieprz, czyli jak zwykle na wakacjach ;) Idziemy już na autobus. Nie wszyscy się załapali ;) Autobus stoi w korku, więc spóźniamy się na ten do Kamari.
No to może poszukać marketu? Jest kawałek dalej. Szybko szybko, bo czasu mało. Wybiegamy z dziewczynami we trójkę, żeby zająć miejsca, Asia później, a Jacek na końcu. Na dworcu jesteśmy z zapasem, Jacek dobija po pięciu minutach, Asi nie ma. Czekamy, czekamy i nic. Okazało się, że Asia złapała autobus do Perisa, który przez Kamari nie jedzie i zdążyła wrócić innym ;)