Kreta, Chania
nocne zwiedzanie
3 października; 2 683 przebytych kilometrów
Dalej mamy już Chanię. I tak mamy do dyspozycji całą noc, więc postanawiamy zobaczyć miasto wieczorem. Asia zostaje w aucie i śpi.
Idziemy właściwie tą samą dróżką, co poprzednio. Na nabrzeże wlewa się woda, a przecież fal aż takich wielkich nie ma. Co tu się musi dziać, jak jest sztorm?!
Port jest teraz ładnie oświetlony. Ale jakoś pusto tu, knajpy puste i tylko małe grupki turystów krążą.
Przy sklepach więcej ludzi. Znajduję bluzki, które tak mi się spodobały, przecenione... W PL na pewno takich nie ma ;)
Wchodzimy jeszcze na kolejny gyros, żeby najeść się przed wylotem.
No i forteca! Nocny widok z góry na miasto jest równie piękny, jak ten za dnia.
Jest już północ, więc idziemy do auta i jedziemy na lotnisko. Trochę się przepakowujemy i odjeżdżamy z Jackiem kawałek dalej, żeby choć trochę przespać się w aucie. Dziewczyny śpią na lotnisku, ale mówiły, że zimno.
Nie wyspałam się nic a nic, bo o piątej trzeba oddać auto. Koleś odwozi nas busiekiem na lotnisko. Odprawa bez problemu, ufff, choć jak zwykle miałam obawy. Pani przy kontroli szuka mi w bagażu miodu, ale przepuszcza go bez problemu, a ja muszę się pakować od nowa ;)
Startujemy punktualnie.Jest jeszcze ciemno.
Trzeba pożegnać się z Kretą. Ciekawe, czy jeszcze uda mi się tu wrócić?